zaczynamy historię od początku

Oto na polskim rynku ukazała się trzecia książka z serii Trainspotting.
Napisałem „trzecia”?
Tak, trzecia książka – ale pierwsza część serii. Tym razem Welsh postanowił cofnąć się w czasie i opisać Marka Rentona i jego kumpli w momencie przełomu.
Jak to się stało że inteligentny i całkiem rozsądny chłopak wszedł na drogę dragów?
Jak wyglądał początek historii grupy chłopców z Edynburga?

Szczerze powiedziawszy to podchodziłem do tej książki jak do jeża. I bałem się i byłem ciekawy.
Bałem się że będzie to gniot, popłuczyny i odcinanie kuponów od sławy… (wiem że Welsh nie z takich ale…)
Jednak po przeczytaniu Skagboys stwierdziłem tylko Wow!

Trainspotting zero

Znów dostajemy nie najłatwiejszą książkę i to wcale nie ze względu na język czy ilość wulgaryzmów (których jest tutaj zaskakująco mało… jak na Welsha…).
Sama fabuła jest dość prosta, historia chłopaków od czasów „sprzed brania”, po czas pierwszych odwyków…
Jest tu dużo zaangażowania w politykę i socjal, a właściwie powinienem powiedzieć że jest tu duża dawka wkurwienia i złości na rząd Thatcher. Welsh z werwą i zapałem przedstawił bunt tych ludzi. Naprawdę to czuć i jest w tym autentyzm.

Jednak to co w tej książce jest naprawdę fajne ale i bardzo wymagające od czytelnika, to sposób prowadzenia narracji. Akcja nie jest pokazana z punktu widzenia jednej osoby. Autor przeskakuje z „głowy” jednego bohatera do „głowy” drugiego. A za tym idzie zmiana stylu mowy, zmiana stylu myślenia inna dynamika opowiadania…
To naprawdę niezwykłe.
Efekt jest doskonały, ale dla niektórych może być to utrudnieniem w czytaniu. Częste zmiany stylistyczne i językowe nie pozwalają się nudzić przy lekturze…

O tłumaczeniu znów słów kilka

Właściwie to mógłbym napisać praktycznie to samo co napisałem przy okazji mojej recenzji Trainspotting. Niestety język polski utracił swą różnorodność i regionalizm. Szkoda, pozostała nam praktycznie monokultura językowa. Dlatego ciężko wielu osobom nawet zrozumieć jak rozbudowana może być ta warstwa w języku angielskim (o Szkocji nie wspominając).
Wydaje mi się że tłumaczenie pana Jacka Spólnego nieco lepiej się czyta niż to z czym mieliśmy do czynienia w Trainspotting.
Jednak…
To wciąż naprawdę dalekie od tego co mamy w oryginale.

dla ciekawych – ja bym polecił wersję audio w oryginale.
naprawdę warto!

 

A na zakończenie jeszcze taka moja refleksja.
Po książce Trainspotting zostały nam kultowe cytaty, cytaty które żyją dziś już własnym życiem.
Nawet osoby nie znające książek Welsha rozpoznają te teksty.
Po lekturze Trainspotting zero nie została w mojej pamięci ani jedna sentencja…
Nie wiem, może fenomen tekstów z Trainspotting zawdzięczamy bardziej filmowi?
Ale nie, jednak nie, po prostu tam naprawdę było dużo świetnych tekstów.

Trainspotting zero

W wypadku Trainspotting zero mamy świetnie zbudowaną książkę, doskonały warsztat, dobry pomysł i historię… ale, jak dla mnie zabrakło kilku dobrych tekstów…

Czy więc warto zainwestować swój czas w tę ponad 500-stronicową książkę?
Jeżeli szukasz czegoś więcej niż miłego odpoczynku przy lekturze po ciężkim dniu pracy – to TAK
Jeżeli lubisz by twój mózg musiał trochę popracować w trakcie czytania – to TAK
No i jeżeli nie masz większych problemów z wulgaryzmami – to TAK

Generalnie nie jest to łatwa lektura – ale daje do myślenia…
 

Tytuł – Trainspotting zero
Autor – Irvine Welsh
Tytuł oryginału – Skagboys
Przekład – Jacek Spólny
Wydawnictwo – Replika
Wydane w Polsce – 2 listopada 2016
wersja na czytniki – tak
125 x 195 mm
Liczba stron – 528
ISBN – 9788376745541