Czyli – jak dobrze mieć sąsiada i dlaczego zapach smażonej wątróbki przynosi wspomnienia o polskim oficerze …

( Uwaga ! na końcu wpisu znajduje się drastyczne – rzeźnicze zdjęcie podrobów…  )

Dobrze mieć sąsiada, szczególnie gdy jest nim miejscowy farmer…
Czasem coś pomoże, czasem podrzuci nawozu do ogródka a czasem specjalnej odżywki do trawnika… ot sąsiedzka pomoc.

Zdarza się również że jedną z jego 1200 owiec trzeba ubić, złamała nogę i nie da rady inaczej. Sęk w tym że jak pracujesz na farmie z owcami 24/7 to już nie masz takiego parcia by widywać je jeszcze na talerzu…

No to co – podrzuci się do sąsiada.  ;-)
Nie mogę powiedzieć żebym się z tego powodu smucił. Tak więc dostałem ostatnio w spadku pół owcy i podroby.

O szkockich daniach z baraniny napiszę wkrótce, a dziś – wątróbka.

No dobra ale jak Szkoci  przyrządzają wątróbkę? Oczywiście zapytałem się u źródła – czyli u farmera.

DSCF9678

 

No więc on najbardziej to lubi tak: pokrojoną wątróbkę w dość duże kawałki smażyć na smalcu, ewentualnie na oleju z dużą ilością cebuli, doprawić pieprzem w trakcie smażenia  i grubo mieloną solą już na talerzu.
Szczerze powiedziawszy to dokładnie tak samo jak w mym rodzinnym domu…

Ale farmer opowiedział mi również historię o tym jak jego ojciec w czasie II wojny światowej smażył swą wątróbkę.

Ojciec mieszkał na farmie, w pobliżu miasteczka Kirriemuir, hrabstwo Angus. W czasie wojny, na tym terenie stacjonowało dużo polskiego wojska. Często też odbywały się różne większe i mniejsze ćwiczenia w okolicznych dolinach. Czasem bywało, że taki odział  nocował w stodole, czy po prostu w samochodach na podwórku jakiegoś farmera. I tak zdarzyło się tym razem. A że ojciec miał tam swój własny pokój to zaprosił na „łyczek czegoś mocniejszego” dwójkę młodszych oficerów. Jeden z nich mówił troszkę po angielsku, na tyle by się dogadać co będą pić i czym zagryzać…

Jak już trochę wypili, Szkot stwierdził że ma przecież wątróbkę po ubitej owcy i zrobi im wszystkim danie „De Luxe” – postanowił do smażącej się wątróbki dolać szklaneczkę whisky, tak dla dodania smaku. Lecz w tym momencie jeden z Polaków skoczył do niego, chwycił go za rękę, uniemożliwiając wlania whisky na patelnię i powiedział że szkoda marnować tak dobrego trunku – on mu pokaże coś takiego że farmerowi się to bardziej spodoba – a w zamian to życzy sobie tylko dostać tę szklaneczkę na własność, oczywiście  z zawartością …

No dobra, Szkot usiadł na krześle i patrzy jak żołnierz szybko i wprawnie skończył kroić cebulę, dorzucił do wątróbki, ładnie wszystko podsmażył i tuż przed podaniem tego na stół z wewnętrznej kieszeni wyją małą buteleczkę, odkręcił, polał po czym wziął zapałki i całość … zapalił …

Dość mocno już „zmęczony” piciem Szkot oniemiał, tak mu się to spodobało że nie tylko podarował szklaneczkę, ale i całą flaszkę whisky. Na jego pytania- cóż to było za „cholerstwo” jakim polał to danie, Polski oficer dumnie odpowiedział –

This is our soldier spiritus   ( to nasz obozowy spirytus )

aye, now I know – your soldier’s spirit   ( no, teraz to już wiem – to wasz żołnierski duch )

 

Historię tę Farmer opowiadał wszystkim którzy tylko chcieli tego słuchać ( lub tym którzy nie mieli możliwości się wymigać ) za każdym razem gdy przyrządzał w domu smażoną wątróbkę z cebulą.

Ale taką, z tym Polskim „Duchem”, to już nigdy więcej nie miał okazji skosztować …

 

I taką to opowieść można czasem usłyszeć w środku Szkockich gór, gdy stary farmer wręcza ci worek z baranimi podrobami …

DSCF9672