pierwsze spotkanie…

Gdy 10 lat temu przyjechałem do naszego glenu (glen to po prostu dolina w Szkocji, tak samo jak jezioro to Loch – nigdy lake) zamieszkałem w małym domku (tzw cottage) który przez ostatnie 15 lat był wynajmowany turystom.
Z tego to powodu nie miałem przy drzwiach skrzynki pocztowej.

Zaraz po przyjeździe musiałem załatwić trochę papierkowych spraw (bank, NIN itp) no i czekałem na listy z potwierdzeniem tych formalności.
Pomyślałem sobie że jak te sprawy załatwiałem w poniedziałek, to listy przyjdą najwcześniej w czwartek, więc nie za bardzo śpieszyłem się ze zmontowaniem sobie jakiejś skrzynki na listy.
We wtorek pracowałem właśnie przy naprawie murku w ogrodzie (oddalonym o jakieś 400 metrów od drogi) gdy nagle podchodzi do mnie jakiś starszy Szkot i pyta
– czy to ty jesteś Robert? Robert Witt…Wiooos… no, Robert, ten nowy pracownik który tu mieszka?
Kompletnie zdziwiony – to był dopiero mój drugi tydzień pobytu w Szkocji – odpowiadam że tak.
I wtedy listonosz, bo dopiero w tym momencie zauważyłem że trzyma list w ręce, mówi mi że mam przesyłkę z banku a że przy moim domu nie ma skrzynki więc podjechał do mnie żeby mi go wręczyć.
I tak oto zaczęła się nasza znajomość. 
– Hej Robert, zostawiłem Ci paczkę w szopce na węgiel!
Czasem takie słowa słyszałem od niego gdy mijaliśmy się samochodami na drodze. Ale najczęściej po prostu stawaliśmy samochodami drzwi w drzwi by zamienić kilka zdań o pogodzie ;-) 

z życia szkockiego glenu

22 lata…

Fergus woził pocztę do naszej doliny od 1994 roku. Czy to w słońce, w deszcz, czy w kompletnej zawierusze – listy zawsze pojawiały się w naszych skrzynkach.
Ale Fergus to nie tylko pracownik poczty. Czasem gdy organizowaliśmy np. cèilidh w salce wiejskiej, czy miało się odbyć odsłonięcie tablicy pamiątkowej,  rozwoził nam zaproszenia po wszystkich mieszkańcach naszego glenu. Oczywiście rozwoził je, że się tak wyrażę, poza strukturami poczty w ramach „pomocy sąsiedzkiej”.

Zdarzyło się że Fergus wyciągnął moją terenówkę z rowu, bywało i tak, że to ja wypychałem jego wana z zaspy śnieżnej…
ot, codzienna sąsiedzka pomoc.

szkocki listonosz - z życia szkockiego glenu

 

pożegnanie…

Dziś mieliśmy małe przyjęcie w naszej dolinie, zebrało się kilkanaście osób. Jakieś wino, przekąski.
Typowe popołudniowe spotkanie.
Jednak dziś okazja jest szczególna.
Fergus po 24 latach pracy jako listonosz odchodzi na emeryturę. Właściwie oprócz naszego Landlorda i farmera to właśnie on miał najdłuższy staż „życia” w dolinie.
To dość dziwne uczucie, niby „tylko listonosz” ale tak naprawdę to był on członkiem naszej małej społeczności. Znał nas, my znaliśmy jego.
To dość trudne zadanie wyjaśnić w słowach co znaczy  więź z taką osobą. Gdy kiedyś dawno temu mieszkałem w mieście, nawet nie wiedziałem jak wygląda listonosz. Tutaj, w małej społeczności jest on faktycznie „osobą zaufania społecznego” że użyję tu takich górnolotnych słów. Ale słowa te rzeczywiście oddają sens.
Fergusowi faktycznie można było zaufać i wszyscy mu ufali.

Jego następca nie będzie mieć łatwo, to tak jak zastąpić jakąś znaną gwiazdę w serialu telewizyjnym, niby ok. ale i tak wszyscy będą go porównywać do poprzednika…

pytanie tylko czy kolejny listonosz będzie woził nam pocztę przez następne 22 lata?

szkocki listonosz - z życia szkockiego glenu

 

z życia szkockiego glenu…  

cdn. ;-)